Natomiast wyjątkiem okazał się młody muzyk, który przez 70 minut przygrywał na bębenkach w czasie koncertu. Stanowił on zaledwie 25% składu zespołu, ale moim zdaniem pochłaniał 90% uwagi damskiej części audytorium, w tym mojej ukochanej. Z tego oto powodu, w myśl aforyzmu Marii Dąbrowskiej (http://aforyzmy24.info/aforyzm-1357.html), koncert skwituję w swojej relacji wymownym 'phi'. Phi.
Populacja Hindusów jest kolejnym dowodem na doskonałą równowagę w przyrodzie. Jacy w naszych oczach są mężczyźni już wiecie. Teraz dwa zdania należą się kobietom. (A można by z pewnością napisać dwa tomiska.)
Otóż mieszkanki tego kraju są przede wszystkim zadbane. Gdyby postawić przede mną kilka Hindusek, z których jedne mieszkają w budach z 5 kawałków blachy falistej na obrzeżach Bombaju, a inne w piętrowych willach nad morzem, to ja swoim laickim okiem nie będę w stanie odróżnić jednych od drugich. Znakomita większość pań nosi się tu w eleganckich, nierzadko wielobarwnych, pięknie upiętych sari. Zarówno starsze kobiety, jak i młode pannice tak ubrane prezentują się bardzo dostojnie i dumnie, a przy tym zwiewnie i kobieco. Istotnym elementem jest biżuteria - mnóstwo bransoletek na kostkach, pierścionki na palcach u stóp, kolczyki w nosie, plus ozdoby z henny. Wygląda to bardzo egzotycznie. Pstrykamy z Tomkiem i Kubą fotki, to na slideshow zobaczycie o co mi chodzi.
Dla mnie ciągle trochę niepojęte jest, że takie sari jest po prostu ubiorem codziennym. U nas jak dziewczyna idzie wyrzucić śmieci czy kupić pomidory na pobliski stragan, to ubiera wygodny dresik i koszulkę, tutaj panie pomykają w sari zarówno do sklepu, jak i pasać kozy czy wozić taczki z cegłami (bo widzi się wiele kobiet pracujących np przy budowie drogi) i dla mnie zawsze wyglądają odświętnie i elegancko. Bardziej proeuropejskie dziewczyny na skuter ubierają dżinsy, ale to jednak marginalny odsetek.
Skoro już jestem w temacie tekstylnym, to napomknę, że niesamowitym widokiem są zawsze dzieciaki wracające ze szkoły, dlatego że są ubrane w szkolne mundurki. Ubranka są jednakowe w ramach jednej szkoły i zaprojektowane bardzo pomysłowo, z dużą dbałością o detale typu krawaty, podkolanówki lub określone wstążki do związywania warkoczyków u dziewczynek. Myślę, że u polskich dzieciaków mundurki to też fajny pomysł.
Bobby. Tak się nazywa właściciel Back Packers Holiday, czyli nasz gospodarz. Jest to przemiły dżentelmen, który w każdy możliwy sposób stara się być pomocny. Dzień kiedy przyjechaliśmy był jego 31 urodzinami, więc zaprosiliśmy go wieczorem na taras i odśpiewaliśmy mu gromkie 'sto lat'. W prezencie dostał od nas któreś z lepszych drobiazgów przywiezionych z kraju i płynny element fiński. Bobby opowiadał które miejsca jego zdaniem warto na Kerali odwiedzić, a nawet obiecał, że nam pomoże te wycieczki zorganizować.
Dzisiaj mnie podwiózł do sklepu swoim motorem. Droga nie była długa, bo jakieś 3 km, ale tylko przez dwie krótkie chwile moje serce zwalniało, a oczy przestawały nerwowo obracać się do okoła głowy. Po powrocie sobie uświadomiłem, że dwa momenty, to te, w których Bobby wjeżdżał na puste rondo pod prąd (!) - czyli jakby zgodnie z ruchem prawostronnym, a cała pozostała droga odbywała się na lewym pasie, co jest dla mnie zupełną abstrakcją, a tutaj normą. Bobby jest z zawodu masażystą i terapeutą naturalnym pracującym zgodnie ze szkołą ajurwedyjską. Może ktoś z nas się skusi na masaż z olejkami aromatycznymi...
A dzisiaj byliśmy na wycieczce po rzekach i kanałach Kerali - coś jakby nasz spływ przełomem Dunajca. Pierwsze 3 godziny płynęliśmy małymi canoe z pni palm kokosowych przez wąskie cieki przecinające wioski i obszary leśne. Udało się nam wypatrzyć kilka węży wodnych, zimorodków, iguan i uwaga - żadnego komara. Oprowadzono nas po plantacji ziół i przypraw. 'Prosto z drzewa' kosztowaliśmy chili, curry, cynamonu, pieprzu i paru innych tutejszych specjałów. Może ktoś z Was czegoś do kuchni potrzebuje? Piszcie maila z zamówieniami, to postaramy się kupić co trzeba...
Później był tradycyjny lunch, który widać na zdjęciu, a ostatnią atrakcją był rejs większą łodzią, ale również napędzaną jedynie pracą mięśni dwóch czerstwych hinduskich flisaków po największym jeziorze Kerali. Hmm... Panowie się naprawdę namachali bambusowymi tyczkami, a my, westmeni z Polski, Niemiec, Włoch i Francji po sytym obiadku jak jeden mąż co zrobiliśmy? No właśnie...
Obudziliśmy się na ostatnie pół godzinki rejsu i jakoś głupio już było prosić, żeby zawrócili.
Ze spraw nietypowych - dzisiaj wyszliśmy z restauracji zanim dostaliśmy zamówione dania. Na swoje usprawiedliwienie mamy, że czas od zamówienia do wyjścia wynosił już godzinę, a zdecydowanie dążył do nieskończoności. No i oczywiście zostawiliśmy pieniądze za otrzymane napoje zimne.
Jak opowiedzieliśmy o tym Bobbiemu, to się mocno dziwił. Pewnie teraz siedzi pod naszymi drzwiami, żebyśmy się ukradkiem, bez płacenia nie wynieśli od niego...
A jutro wybieramy się tu:
http://www.nehrutrophy.nic.in/
Do następnego razu.
Sz
PS: dziękujemy za śledzenie bloga. Ze statystyk odwiedzin wynika, że rzeczywiście ktoś poza mną i rodzicami tu zagląda ;)
PS: jeżeli ktoś z Was ma potrzebę otrzymania czegoś z Indii, to dawajcie znać, postaramy się zadość uczynić Waszej suplice.
Wysłane z iPhone'a (tak, tak... Apple się przydaje nawet w Indiach. Nie tylko do bloga... Jeszcze np jako kalkulator :p )
Podróż musi być szalenie ekscytująca i wyjątkowa pod każdym względem :)Podziwiam i troszkę zazdroszczę!Joanna
OdpowiedzUsuń