zamiast wstępu

Nasza podróż trwa od 31 lipca do 28 sierpnia 2011.
Zakładany plan podróży przewiduje następujące punkty:
Mumbai - Aurangabad - Elura + Ajanta - Hajadarabad - Hampi - Hospet -Badami - Mysore - Kochi - Munnar - Allepey (Alappuzha) - Nagarhole - Jog Falls - Goa - Pandźim - Mumbai.

Uczestnikami wycieczki oprócz mnie są: Magda (osobista narzeczona - socjopsycholog w służbie stałej), dr Tomek (w Indiach po raz któryś...), AniaD (prawniczka nosząca przy sobie nóż szturmowy), MagdaM (też prawniczka, ale zamiast noża ma Kindla), AniaO (socjolożka, w wolnej chwili producentka filmów) i KubaO (wg którego ekonomia ma ludzką twarz...)..


środa, 10 sierpnia 2011

Dzień 9 w pigułce...

Otóż z wydarzeń godnych uwagi z dnia wczorajszego na pierwszym miejscu wymieniłbym zwiedzanie pałacu Maharadży. Na plus - niektóre komnaty jakby wprost wyjęte z baśni 1001 nocy, z przepięknymi kolumnami, witrażami na suficie i mozaikami na podłodze. Pałac wybudowali w 1912 Brytyjczycy, a właściwie odbudowali po tym jak spłonął w 1897.
Na minus - wewnątrz pałacu nie wolno robić zdjęć, więc środka nie zobaczycie, a po drugie wewnątrz chodzi się boso, więc np AnięD trochę bolały stopy.
Dziwnym incydentem okazało się nasze wycieranie stóp po zwiedzaniu. Siedliśmy sobie na ławeczkach przed przechowalnią butów, wyciągnęliśmy wilgotne chusteczki i przecieraliśmy nogi przed ubraniem sandałów. Wzbudziliśmy tym powszechną wesołość Hindusów. Po prostu stali i bez krępowania się głośno rechotali wytykając sobie nas palcami.
Popołudnie było deszczowe, więc w ramach tracenia czasu do wyjazdu siedliśmy w restauracji na tarasie hotelowym. Przyszła pani Dziedzic wprawiła kelnerów w lekkie zakłopotanie, gdyż po zjedzeniu michy ryżu z warzywami położyła się na ławie i ucięła sobie 2- godzinną drzemkę. Na szczęście nie chrapała...
Później wróciliśmy do naszego luksusowego hotelu po plecaki. I nie piszę tego z przekąsem, bo ten nocleg był naprawdę bez zarzutu - czyste, ładnie urządzone pokoje, działające sprzęty, telewizor z kanałami filmowymi, itd. I w dodatku zapłaciliśmy mniej niż za karaluchy w salvation army. Jak odbieraliśmy rzeczy, to dostaliśmy czyste ręczniki do mycia i wodę mineralną dla ochłody.
Ostatnią sprawą wartą wzmianki jest dworzec autobusowy w Mysore. Życzyłbym sobie, żeby kiedyś w Katowicach taki dworzec powstał. Czysto, jasno, wygodne perony i poczekalnie. To wszystko nas pozytywnie nastroiło przed nocną podróżą. A podróż była niestety koszmarna i nie będę jej opisywał, bo nie warto. Koniec końców promem dostaliśmy się do fortu Cochin i rozpoczął się dzień 10, który ciągle trwa...
Sz

Wysłane z iPhone'a

1 komentarz:

  1. Hihihi........
    Śmialiśmy się głośno czytają o tych stopach.
    Dla mnie to takze najzupełniej normalne i pewnie postąpiłbym tak samo.
    Widocznie różnice kulturowe są większe niż nam się wydaje.
    Jak z Waszą kondycją? Dajecie jeszcze radę?
    W miarę upływu czasu widzę, ze taki wyjazd wymaga przygotowania fizycznego.
    Chyba umiem sobie ten maraton w surowych warunkach wyobrazić.
    Trzymam za Was kciuki i życzę powodzenia.
    Pzdr.
    Rafal i Ewa

    OdpowiedzUsuń