zamiast wstępu

Nasza podróż trwa od 31 lipca do 28 sierpnia 2011.
Zakładany plan podróży przewiduje następujące punkty:
Mumbai - Aurangabad - Elura + Ajanta - Hajadarabad - Hampi - Hospet -Badami - Mysore - Kochi - Munnar - Allepey (Alappuzha) - Nagarhole - Jog Falls - Goa - Pandźim - Mumbai.

Uczestnikami wycieczki oprócz mnie są: Magda (osobista narzeczona - socjopsycholog w służbie stałej), dr Tomek (w Indiach po raz któryś...), AniaD (prawniczka nosząca przy sobie nóż szturmowy), MagdaM (też prawniczka, ale zamiast noża ma Kindla), AniaO (socjolożka, w wolnej chwili producentka filmów) i KubaO (wg którego ekonomia ma ludzką twarz...)..


wtorek, 2 sierpnia 2011

Dzień 2 - w drodze do Aurangabad...

Trudno pisać na temat dnia, który jeszcze trwa, bo jesteśmy w drodze...
Ale parę rzeczy jest już pewnych - na pewno wyjechaliśmy z Mumbaju.
Po śniadaniu i krótkim spacerze znaleźliśmy się na stateczku wiozącym nas na wyspę Elephanta. W drodze złapał nas silny deszcz monsunowy i byliśmy zupełnie przemoczeni. Pierwsze kroki na stałym lądzie mimo padającego poziomo deszczu przyniosły wyraźną ulgę Magdzie i Kubie, którym w trakcie rejsu robiło się ciepło przy szyi, ale prezesem nikt nie został (żeglarze wiedzą o co chodzi :).
Wyspa jest niewielka - kilka restauracji, straganów, domków i pełno zwierzyny. Najwięcej jest panoszących się wszędzie kundli. Wszystkie mają identyczne mordy, więc sądzę że krzyżują się na zasadzie chowu wsobnego. Było też kilka kóz, trochę ptactwa i... małpy! W czasie deszczu ich nie było widać, ale jak tylko przestało padać, to wylazły, obsiadły płoty i mury, a nawet pozwalały sobie na zuchwałe napady na turystów. Byliśmy świadkami, jak małpiszon podbiegł do jakiegoś człowieka, bezczelnie wyrwał mu z ręki dwie reklamówki, po czym w najlepsze przeprowadził inspekcję w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Okoliczni straganiarze krzykiem odpędzili złodziejkę, ale my przez dobrą chwilę byliśmy zszokowani widowiskiem.
Celem wyprawy na Elephantę było zwiedzenie kilku świątyń wykutych w bazaltowej skale. O tego typu budowlach jeszcze napiszemy, bo mamy w planie zwiedzenie jeszcze większych skalnych kompleksów.
Nie podobał się nam cennik biletów wstępu. Cena biletu dla Hindusa to 10 rupii, a bilet jest pięknie wydanym, kolorowym folderem. Cena biletu dla obcokrajowca - 250 rupii, a bilet był kartonikiem wielkości biletu jednorazowego KZK GOP.
Po powrocie zjedliśmy obiad w polecanej przez przewodniki restauracji Beiruti. Wnętrze zupełnie niezachęcające, ale za to jedzenie wyborne. W karcie były nawet propozycje dla muzułman co skrzętnie wykorzystał Kuba i zjadł danie z wołowiny (w Indiach!). Po długiej i zupełnie nieudanej wizycie w agencji turystycznej zabraliśmy plecaki i taksówkami wyruszyliśmy na dworzec. Myślę, że Victoria Station zasługuje na oddzielny opis innym razem.
Przypomniały się czasy studenckie, kiedy po egzaminie sprawdzało się listy kto zdał... Tutaj sprawdza się listy, kto ma potwierdzony bilet i jedzie pociągiem. Odetchnęliśmy, kiedy ostatnie nazwisko z naszej siódemki wyświetliło się na monitorze.
I jedziemy... Do przejechania 350km, co zajmie nam 7 godzin i kosztowało nas 11zł. Każdy ma miejsce leżące, więc sobie drzemiemy. Co chwilę przechodzą sprzedawcy oferujący herbatę, kawę, wodę, jedzenie, świecące gadżety, dmuchane poduszki i łańcuchy i kłódki do zabezpieczania bagażu przed kradzieżą. Przynajmniej asortyment zróżnicowany, a nie tak jak u nas w pociągach - tylko "piwko! piweczko!".
Poranek już w Aurangabad...
Sz

Wysłane z iPhone'a

3 komentarze:

  1. Z dużym zainteresowaniem i zaciekawieniem zaczęłam czytać Pana blog.
    Czekam na kolejne odcinki Waszej fascynującej wyprawy do Indii...
    Pozdrawiam wszystkich uczestników życząc niezapomnianych wrażeń:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteśmy pod wrażeniem Wasze wyprawy.
    To co czytamy trochę trudno sobie wyobrazić miszkańcowi Europy, który żyje w innym wymiarze.
    Trzymamy za Was kciuki i pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh no i włączyły mi się wspomnienia. 1,5 roku temu byłam w Indiach, nieco inna trasa, ale jak czytam psy mają te same mordy w całych Indiach :) No i z biletami to tak w Indiach wszędzie.
    Pozdrawiam :) Asia P.

    OdpowiedzUsuń