zamiast wstępu

Nasza podróż trwa od 31 lipca do 28 sierpnia 2011.
Zakładany plan podróży przewiduje następujące punkty:
Mumbai - Aurangabad - Elura + Ajanta - Hajadarabad - Hampi - Hospet -Badami - Mysore - Kochi - Munnar - Allepey (Alappuzha) - Nagarhole - Jog Falls - Goa - Pandźim - Mumbai.

Uczestnikami wycieczki oprócz mnie są: Magda (osobista narzeczona - socjopsycholog w służbie stałej), dr Tomek (w Indiach po raz któryś...), AniaD (prawniczka nosząca przy sobie nóż szturmowy), MagdaM (też prawniczka, ale zamiast noża ma Kindla), AniaO (socjolożka, w wolnej chwili producentka filmów) i KubaO (wg którego ekonomia ma ludzką twarz...)..


środa, 3 sierpnia 2011

Dzień 3 - małpy ze Sri Lanki...

Dzisiaj było męcząco.
Początek dnia był trochę rozlazły. Wstawaliśmy na raty, niektórzy o 8.30, inni o 11. Śniadanie w bardzo dobrej restauracji nieco nas pokrzepiło.
Zmuszeni byliśmy na dzień dobry zająć się naszym wyjazdem z Aurangabad, gdyż wszystkie pociągi od dawna wpisują już tylko na listy rezerwowe. W tymże celu udaliśmy się do rządowej placówki informacji turystycznej. Miły człowiek posadził nas w tradycyjnie obskurnym wnętrzu i powiedział coś w stylu "menedzier tu minyts". Zachęceni szybkością obsługi rozsiedliśmy się na krzesłach wertując dostępne broszury.
Po dwudziestu minutach oczekiwania zebraliśmy się do wyjścia. Ówże jegomość znowu gestem nakazał nam siąść i powiedział "menedzier kaming fajf minyts". Tym razem rzeczywiście po piętnastu minutach zjawił się sympatyczny człowiek przepraszając za nasze oczekiwanie i tłumacząc się zebraniem u swojego bossa. Zadaliśmy nurtujące nas pytania, menedzier rozłożył mapy, zaczął się zastanawiać co by nam zaproponować i... zadzwonił do niego telefon. Wrócił po 10 minutach tym razem tłumacząc, że dzwonił do niego boss. Koniec końców wymyślił dla nas odpowiadający nam scenariusz polegający na przejeździe nocnym autobusem do Bijapur, które jest już blisko do interesującego nas Hampi. Okazało się również, że wpuszczający nas do biura pan, zanim zadzwonił do menedziera, to musiał najpierw doładować sobie telefon... A że trwa to ok pół godziny, to wszystko zaczęło się zgadzać.

Spod hotelu wyruszyliśmy terenową toyotą na dworzec autobusowy, żeby zarezerwować bilety. Przejazd do Bijapur okazał się bardzo drogi jak na indyjskie warunki - 407 Rp., czyli ok 45zł za 12 godzinną podróż. Nie muszę chyba pisać, że kupno ośmiu biletów zajęło nam ok 45 minut z powodu "kompiuter problem".
Uważny czytelnik zapyta dlaczego biletów aż osiem.. Otóż wczoraj przyłączyła się do nas przesympatyczna, młodziutka Niemka, Vereena, której plan podróży w tym momencie pokrywa się z naszym.
Vereena jeszcze nie rozpoczęła studiów, ale wybrała się na samotną 2-miesięczną wyprawę do Indii, czym nam bardzo imponuje.
Wesoły kierowca o imieniu Szejk dowiózł nas bezpiecznie do Elory.
Po drodze raz kazano nam zjechać z drogi i ustąpić miejsca długiej kolumnie samochodów, (z ambulansem i strażą pożarną), pośrodku której jechał mercedes z kimś ważnym. Na parkingu w Elorze czekało na nas wielu żołnierzy i kazano nam szybciutko wysiadać, bo jedzie kolumna. W czasie zwiedzania też niektóre jaskinie przed nami czasowo zamykano z powodu wizyty. Okazało się, że identyczny plan zwiedzania jak my, oprócz Niemki, ma jeszcze prezydent Sri Lanki. Przez tę całą obastawę ciągle się z nami mija, ale Szejk powiedział, że jutro będzie w Ajancie, więc jeszcze będzie miał szansę sobie z nami zrobić zdjęcie. O ile się boroczek dopcha... No właśnie... W dalszym ciągu doświadczamy nowego zjawiska, jakim jest powszechna chęć zrobienia nam/z nami zdjęcia. Fotoamatorzy dzielą się na dwa typy - 1) komórkowi tajniacy i 2) grupowi nieskrępowani. Ci pierwsi w momencie, w którym się do nas zbliżają dziwnym trafem zawsze trzymają telefon w pozycji pionowej na wysokości nosa filmując i fotografując ukradkiem, a ci drudzy podchodzą i grzecznie pytają czy mogą zrobić sobie z nami zdjęcie. Po czym zwykle jak spod ziemi wyrasta kilkunastoosobowa grupa, która była reprezentowana przez pytającego, a skoro była zgoda na zdjęcie to sesja w różnych pozach i konstelacjach trwa zawsze dobre parę minut. Nie ukrywam (bez zazdrości), że raczej fotografowane są dziewczyny. Zastanawiam się czy atrakcją jest jasna karnacja, odsłonięte ramiona i nogi, czy może po prostu niezaprzeczalna uroda uczestniczek naszej wycieczki. Może ktoś jest w stanie mnie w tej materii naprowadzić na właściwy trop...
Ale właściwie co zwiedziliśmy...
Postanowiłem nie silić się na opisy, bo jeden obraz z pewnością zastąpi tysiąc słów (vide zdjęcie wstawione po południu). Bez komputera nie jesteśmy w stanie pokazać porządnych zdjęć, ale proszę sobie wyobrazić kamienną świątynię. Taką z wieloma piętrami, oknami, korytarzami, wieloma salami, kolumnami, balkonami, okalającym krużgankiem, rzeźbionymi ścianami, sufitami, oraz stojącymi w świątynnych salach posągami. A teraz proszę sobie wyobrazić, że cała świątynia wraz ze wszystkimi rzeźbami i rzeźbieniami została wykuta, wydłubana, wyciosana i wyrzeźbiona z JEDNEGO kawałka kamienia - w tym przypadku z pokaźnych rozmiarów bazaltowej góry. Pokazana na zdjęciu świątynia Śiwy jest efektem kunsztownej pracy ośmiuset rzeźbiarzy w czasie 150 lat!
Oprócz podziwiania zapierającej dech w piersiach archiektury spotkałem mnóstwo nietoperzy, które sobie skalne świątynie upodobały na miejsce bytowania i jak gdyby nigdy nic stadami zwisały ze stropów kłębiąc się i popiskując. Innym małym ssakiem na codzień zamieszkującym antyczne groty są urocze wiewiórki z biało-czarnym pręgowaniem na grzbiecie - coś jak disnejowskie Chip i Dale, tylko z długim ogonkiem. Zdjęcia do obejrzenia w galerii po powrocie. Parking przy jaskiniach okupowany był przez stado małp pozujących do zdjęć, a gdzieniegdzie można było dojrzeć przelatującą zieloną papugę. Zatem wizyta w Elurze była bardzo ciekawym przeżyciem duchowym, historycznym, społecznym i przyrodniczym.
W drodze powrotnej Szejk zawiózł nas do dość ekskluzywnego sklepu z indyjskimi wyrobami. Nie protestowaliśmy, bo w zamian za naszą kilkuminutową wizytę w sklepie Szejk dostaje kilka groszy od właściciela, a nam może zaoferować dzięki temu niższe ceny za transport.
AniaD przechadzkę między wieszakami zwieńczyła kupnem pięknego sari w głęboko trawiastej zieleni. Trzeba dodać, że cena wyjściowa opiewała na 4000Rp, ale Ania ją skutecznie zbiła o ponad połowę.
Ostatnim punktem zwiedzania dzisiaj było Bibi-ka-Maqbara, co jest niczym innym, jak najprawdziwszą kopią Taj Mahal. Na zdjęciach niewprawne oko nie dostrzeże różnicy. Po obejrzeniu zakamarków grobowca wyruszyliśmy z powrotem do centrum, żeby zjeść kolację po ciężkim dniu.
Szejk przyjeżdża po nas jutro o 8.30...

Wysmarowani muggą kładziemy się spać.

PS. Dziękujemy za komentarze i zachęcamy do identyfikowania się w jakiś sposób, będziemy wiedzieć kto trzyma za nas kciuki.
I jednocześnie prosimy o wyrozumiałość dla usterek w publikowanych tekstach, gdyż pisanie relacji na ekranie telefonu jest nieco niewygodne.

Wysłane z iPhone'a

5 komentarzy:

  1. Każdego wieczoru, po całym dniu spędzonym w miejskiej dżungli czekamy na koleje Waszej ezoterycznej podróży:-):-):-)trzymamy kciuki:-)Ania&Maciek
    P.S. Szacun za pisanie na iPhone;-

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymamy za Was kciuki:) Kuba uważaj na siebie, jak podejdzie do Ciebie święta krowa - ukłoń się ładnie ... Tęsknię za Tobą - Kocham Cię Zuzia. Przesyłam kwiaty i buziaki:)

    P.S.
    Mam nadzieję, iż wybaczycie ten komentarz, ale jest on prosto z serca od małej Zuzi, której czytam na dobranoc o Wasze podróży:))
    Napiszę jak w poprzednim komentarzu Wasza podróż jest fascynująca i czekamy na więcej.
    Pozdrawiam całą Waszą ekipę i Vereene.

    OdpowiedzUsuń
  3. witajcie-tez trzymam kcikui i tez niecierpliwie czekam na kolejne odcinki!Ostatnio sie podpisałam, ale teraz nie widze komentarza.....:-(
    Wasze przygody sledzi równiez mój starszy syn-prosił przekazać szacun dla Szymona oraz moi przyjaciele-pozwoliłam siobie polecić bloga, bo za 6 tyg tez wybierają sie do Indii
    Ja przekazjue także respect za pisanie kwiecistych opowieści na Iphonie.......dżizas, ma chłopak zaparcie!
    bądżcie zdrowi i bezpieczni- GPIWKO

    OdpowiedzUsuń
  4. zaczynam sie bac wyjazdu do indii, my mamy tylko 10 dni a jak wszystko tam zajmuje 5 minut trwajace godzine to chyba pora zmienic plan podrozy :)
    sledze i podziwiam wysilek regularnych updatow:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszesz jak Dżoana Krupa ;P
    Dopiero zaczynam czytać blog i jeszcze sporo mi do ostatniego posta zostało, ale już jest ciekawie ;)

    Dżej Dżi.

    OdpowiedzUsuń