Będę ją musiał jeszcze obudzić, żeby zażyć Malarone - profilaktykę malarii. Przydałby się nam wieczorem komunikat jak w seksmisji -"weź pigułkę, weź pigułkę." Indyjskie komary są wg mnie trochę inne od naszych - przede wszystkim latają bezgłośnie, po drugie są trochę mniejsze, a po trzecie nie sposób złapać je na gorącym uczynku. Odkrywa się jedynie swędzącego bąbla. Na szczęście nasze repelenty wydają się skutkować i jesteśmy kąsani dość rzadko.
Dzisiejszy dzień był raczej na luzie. Zwiedziliśmy jeszcze dwie świątynie, w tym jedną czynną, a ponieważ jest niedziela, to Hindusi spędzali czas na modlitwie. Widzieliśmy również procesję z bębnami, które swoim brzmieniem wydawały się hipnotyzować.
Na terenie świątyni rezyduje słonica Lakshmi, którą znacie ze zdjęcia. Zgrabnie wcina banany, rozbija kokosy i zjada tylko ich biały miąższ, a przede wszystkim - błogosławi trąbą. Odbywa się to tak, że słoń nadstawia trąbę, wrzuca się do niej monetę, słoń podaje monetę za siebie do swojego opiekuna i od razu płynnym ruchem kładzie trąbę na głowie wrzucającego. Ustawiliśmy się z Kubą w kolejce do błogosławieństwa. Ja wrzucałem pierwszy - wrzucam, trąba do opiekuna, trąba do przodu i... zamiast na moją głowę, to słoń sobie zabrał kokosa z ziemi i zaczął go pałaszować. Poczułem się trochę oszukany, bo ani monety, ani błogosławieństwa :( Nadeszła kolej Kuby i sytuacja się powtórzyła - monety nie ma, ale błogosławieństwa też nie. Zniesmaczeni wyszliśmy z tej świątyni stwierdzając, że w tym kraju, to nawet słoń nas chce naciągnąć na kilka rupii.
No to tym razem dobranoc z luksusowego autobusu.
Sz
Wysłane z iPhone'a
To szerokiej drogi:D
OdpowiedzUsuńUważajcie na "poruchy nocne"!
OdpowiedzUsuńSpokojnej nocy -)
OdpowiedzUsuńRaV O.
Przesiadka w Bangalore. Powiem Wam, że jak nas obsiada piętnastu riksiarzy i każdy chce nas wieźć za veri gud prajs, a okazuje się, że mamy do pokonania 500 metrów, to robię się zły i nieprzyjemny. Zwłaszcza, jeżeli wszystko odbywa się o 5.30am...
OdpowiedzUsuń